Dla mnie, jako lekarza starającego się od lat pomagać pacjentkom zwalczać zmiany grawitacyjne twarzy, wprowadzenie do obrotu nici liftingujących było największym prezentem jaki mogłem otrzymać. Nigdy nie akceptowałem wielu rodzajów zabiegów, które poprzez dodanie objętości tkankom miękkim twarzy starały się ukryć starzeniowe zmiany grawitacyjne. Efekty były po prostu nienaturalne, Pacjentki sztucznie "ostrzyknięte", twarze "napompowane" . Poprzez dodanie objętości starano się napiąć i sztucznie podnieść tkanki. Te przykre rezultaty obserwowaliśmy na ulicach, co jedynie pogarszało wizerunek medycyny estetycznej i opinię o tego typu zabiegach. Dopiero wprowadzenie nici liftingujących dało możliwość naturalnego podniesienia tkanek bez zwiększania objętości. A do tego doszła komfortowa dla Pacjentek świadomość, że w tkankach twarzy pozostaje jedynie całkowicie wchłanialny materiał, fizycznie i chemicznie identyczny z tym z którego produkuje się najzwyklejsze nici chirurgiczne. Drugą rewolucją było wprowadzanie coraz to lepszych i mniej traumatyzujących kaniul.
W pierwszych latach popularności nici liftingujących, wkrótce po zabiegach można było zaobserwować charakterystyczne pomarszczenia, nazywane "falbankami" na bokach twarzy. Ustępowały one w okresie dwóch, trzech tygodni o zabiegu. Teraz jednak, dzięki metodzie, którą miałem przyjemność "przywieźć" od lekarzy firmy Korea Beauty Expert i której uczę lekarzy w Polsce od 4 lat, potrafimy wykonywać ten zabieg tak, że poza ewentualnym lekkim opuchnięciem Pacjentka może wrócić do swoich obowiązków i aktywnego życia praktycznie następnego dnia.